rektor uzWywiad z Rektorem UZ prof. dr. hab. inż. Tadeuszem Kuczyńskim


Szanowny Panie Rektorze, kilka miesięcy temu podjął się Pan niełatwego zadania. Analizy Instytutu Sokratesa oraz dane GUS wskazują, że w województwie lubuskim kryzys demograficzny będzie szczególnie dotkliwy. Liczba studentów spadnie o kilka tysięcy osób. Jak Państwo planują sobie poradzić z tym wyzwaniem?
Obecnie na 10 wydziałach Uniwersytetu Zielonogórskiego studiuje około 10,5 tysiąca studentów stacjonarnych, i mimo zaczynającego się właśnie na dobre niżu demograficznego o utrzymanie podobnego poziomu zamierzamy walczyć. Od mniej więcej czterech lat mimo spadku liczby maturzystów mamy zbliżoną liczbę studentów stacjonarnych,  zatem widzimy, że jest to realne.  Studia niestacjonarne będą realizowane tylko w tych dziedzinach, gdzie nadal jest wielu kandydatów. Jest to tendencja ogólnokrajowa i musimy się pogodzić z konsekwencjami tego trendu.
Oczywiście mamy świadomość, że uczelnie z innych ośrodków akademickich będą zabiegać o absolwentów lubuskich liceów i techników, bo liczba maturzystów spada  w całym kraju. Mam jednak wrażenie, że studenci z mniejszych regionów - takich jak nasz - idą do większych regionów niejako siłą rozpędu. Ci rodzice, którzy mają więcej pieniędzy myślą, że wielkość ośrodka akademickiego automatycznie przekłada się na jakość nauki. A ponieważ stać ich na to - wysyłają tam swoje dzieci łudząc się, że to zagwarantuje wyższy poziom edukacji. To też po części moda. Taki sam mechanizm, przez który wiele bogatszych osób jeszcze niedawno wysyłało dzieci za granicę, uważając, że tamtejsze uczelnie lepiej kształcą. Co gorsza czasami myślą podobnie także ci zdolniejsi kandydaci. Tymczasem fakty świadczą o czymś wręcz przeciwnym. 
 
Można zatem przekonać lubuską młodzież, że warto studiować w Zielonej Górze?
Jestem głęboko przekonany, że nie tylko możemy zatrzymać maturzystów w regionie, ale i powalczyć o kandydatów z innych województw. Już teraz mamy pewne sukcesy. Większość naszych studentów wywodzi się z Zielonej Góry i innych miejscowości w Lubuskiem. Jednak bardzo znacząca część studentów pochodzi z Dolnego Śląska. W dodatku przyjeżdżają do nas nie tylko z tak bliskich i dobrze skomunikowanych z nami miejscowości jak Lubin czy Głogów. Kiedy spojrzymy na mapę pochodzenia naszych studentów, widzimy na nim bardzo silny napływ z takich rejonów jak Bolesławiec, Zgorzelec, a nawet Kłodzko i Kudowa. Dolnośląscy kandydaci mają po drodze bardzo duży ośrodek akademicki, a mimo to wybierają Zieloną Górę. To pokazuje, że śmiało możemy sięgać dalej po kandydatów, chociażby w kierunku Pomorza Zachodniego, Wielkopolski, a może Opolszczyzny i Śląska. Nie powinniśmy mieć tak dużych kompleksów w stosunku do Wrocławia, Poznania czy Szczecina. Musimy tylko pokazać, co można zyskać wybierając uczelnię zielonogórską. Mówić jasno i argumentować, że małe nie znaczy gorsze,  a często oznacza lepszą edukację.
 
Co zyskuje młodzież wybierając studia na Państwa uczelni?
W przypadku studiów dziennych mamy swoje atuty i cytując klasyka "nie zawahamy się ich użyć". Mówiąc językiem marketingowym - nasi studenci otrzymują rewelacyjny stosunek "ceny" do jakości produktu edukacyjnego. W przypadku "ceny" bezpłatnych studiów dziennych mówimy tutaj głównie o pieniądzach wydawanych na utrzymanie podczas studiów - opłaty za akademik, stancję, wydatki na komunikację i wyżywienie. Takie koszty mogą być u nas o kilkaset złotych niższe, niż w dużej aglomeracji. A Zielona Góra to miasto, w którym się dobrze studiuje, posiadamy wszystkie atuty sporego ośrodka miejskiego, ale i kameralny klimat. Wystarczy chociażby przejść się po deptaku, wokół którego koncentruje się spora część życia studenckiego po zajęciach. No a w czasach kryzysu kwestia finansowania studiowania dzieci dla wielu rodzin staje się coraz ważniejsza. 
 
A druga część tego równania, czyli jakość studiowania? 
Myślę, że sami mieszkańcy Zielonej Góry często jej nie doceniają. Możliwości zdobycia wykształcenia są u nas często znacznie lepsze, niż na którymś z tzw. renomowanych uniwersytetów. Mamy wiele kierunków studiów, które mogą przyciągnąć bardzo dobrych maturzystów, także spoza województwa lubuskiego. Tutaj widzę rolę władz uczelni i wydziałów, aby stwarzać najambitniejszej młodzieży odpowiednie warunki rozwoju na miejscu, i co równie ważne - pokazywać na zewnątrz, że stoją za nami wymierne fakty. 
Nie przez przypadek chociażby w przypadku "astronomii" jesteśmy wskazywani jako jeden z wiodących ośrodków naukowych w tej dziedzinie nauki. Inny świetny przykład to nasza "informatyka". Otrzymała ocenę wyróżniającą za jakość kształcenia od  Polskiej Komisji Akredytacyjnej, co znaczy, że została uznana za jedną z najlepszych w kraju. Pozytywną ocenę PKA zyskały zresztą wszystkie nasze kierunki, co wcale nie jest oczywiste nawet w przypadku uczelni publicznej. 
Inny dowód na dobrą pozycję Uniwersytetu Zielonogórskiego, to postrzeganie nas w świecie nauki przez niezależne instytucje, nie mające żadnego komercyjnego zainteresowania tworzeniem rankingów. Hiszpański ranking opracowywany przez Concejo Superior de Investigaciones Cientificas (CSIS), znany również jako Webometric Ranking of World Universities analizujący działania 20 000 uczelni w Internecie uplasował nas na  23. miejscu w Polsce.  A w kategorii "nauka" biorącym pod uwagę kryterium "szanghajskie" - czyli liczbę cytowań, publikacji w renomowanych czasopismach - na 33. miejscu. Jeśli uwzględnimy w tym zestawieniu czynnik wielkości uczelni plasujemy się na szóstym miejscu  wśród polskich uczelni uniwersyteckich, a wśród wszystkich szkół wyższych - na 13. miejscu. Biorąc pod uwagę, że czasami w Polsce jesteśmy plasowani w piątej dziesiątce uczelni - nasuwa się na myśl powiedzenie "cudze chwalicie - swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie" .
 
Jak będzie zmieniała się w tym czasie oferta edukacyjna Uniwersytetu Zielonogórskiego?
Nasza strategia w dużym stopniu związana jest z rozwojem studiów w odpowiedzi na potrzeby lokalnego środowiska. Myślę, że jesteśmy jednym z niewielu uniwersytetów tak blisko współpracujących z władzami samorządowymi oraz lokalnym biznesem.  I dlatego właśnie pracujemy nad otwarciem kierunku lekarskiego. Mamy już wstępną zgodę Minister Szkolnictwa Wyższego i Nauki, Barbary Kudryckiej. Czekamy jeszcze na oficjalna zgodę Ministra Zdrowia Bartosza Arłukowicza, aczkolwiek jesteśmy zapewniani przez władze Ministerstwa o wsparciu dla tego pomysłu. To ambitne wyzwanie, bo tworzymy kierunek medyczny w zasadzie od zera. Nie mamy tradycji w tym obszarze nauki, ale już teraz mamy deklaracje od wielu naukowców ze stosownymi uprawnieniami, że chętnie podejmą się pracy na nowym wydziale. Z kolei Marszałek Województwa Lubuskiego, Elżbieta Polak zadeklarowała stworzenie kliniki uniwersyteckiej w oparciu o zarządzany przez samorząd Szpital Wojewódzki, jeden z najlepszych szpitali w kraju. Liczymy, że "medycyna" ruszy u nas w ciągu dwóch-trzech lat.
Podobne zainteresowanie władz samorządowych widzimy w przypadku innego planowanego kierunku - studiów prawniczych. Tutaj także w zasadzie mamy właściwie skompletowaną kadrę, przy dużym wsparciu lokalnego środowiska prawniczego. To na pewno wpłynie także na wizerunek naszego Uniwersytetu - "prawo" prowadzi każdy szanujący się ośrodek akademicki. Liczymy, że kierunek ruszy może jeszcze nawet w 2014 roku.
Dwa inne kierunki, które mogą ruszyć w 2015 roku to "psychologia", bardzo nośny kierunek - aczkolwiek tutaj jeszcze intensywnie poszukujemy kadry oraz "logistyka". W tym drugim przypadku kierujemy się nie tylko przygraniczną lokalizacją naszego regionu, ale i tendencjami w rozwoju gospodarki. Coraz bardziej liczy się w niej przecież odpowiednie zagospodarowanie zasobów i kształtowanie łańcucha dostaw.
Wreszcie jesteśmy zainteresowani rozwojem kierunków powiązanych z energią odnawialną. Widzimy, że np. w Niemczech w ciągu kilku lat udało się doprowadzić do sytuacji, gdzie jedna dziesiąta produkowanej energii pochodzi z ogniw fotowoltaicznych czyli z energii słonecznej.
To powinno być wizytówką Zielonej Góry, widzę tutaj olbrzymie szanse rozwoju i przyciągnięcia na studia kandydatów nawet z najodleglejszych województw.
 
Na ile na działalność Uniwersytetu Zielonogórskiego będzie wpływała w najbliższych latach współpraca z biznesem?
Mamy do czynienia z dwoma obszarami współpracy. Pierwszy to transfer nauki do biznesu. Jednak tutaj mamy obiektywne bariery. W regionie nie mamy zbyt dużo firm działających na dużą skalę, a część z nich prowadzi badania we własnych laboratoriach. Ale i z nimi współpracujemy przy określonych projektach badawczych - wymienię chociażby takie marki jak Rockwool, Skanska, Siemens, Viessmann. Z drugiej strony mamy zainteresowanie dobrą jakością nauczania, bo za tym idzie dobra jakość kandydatów do pracy. Rozmawiamy o takiej współpracy jak chociażby programy praktyk z Zachodnią Izbą Przemysłowo-Handlową czy Organizacją Pracodawców Ziemi Lubuskiej, które skupiają kilkaset mniejszych, średnich i dużych firm z regionu. 
Bardziej jednak wierzę we współpracę nauki z biznesem na poziomie Instytutów czy Katedr. Lepiej jeśli koncepcja współpracy z daną firmą wyjdzie od profesora, który jest entuzjastą danego projektu. Znacznie bardziej się to sprawdza, niż porozumienie rektora z prezesem przedsiębiorstwa, podpisywane z wielką pompą przy świetle reflektorów.
 
A jak postrzega Pan w tym procesie swoją rolę?
Jestem zdania, że minęły czasy autorytarnych rektorów starających się kontrolować każdy, nawet najmniejszy element działania uniwersytetu. To nie tylko zabija kreatywność, ale jest po prostu nieskuteczne. Dziekan z pewnością wie lepiej czy na biotechnologii albo inżynierii środowiska dane zajęcia mają być prowadzone jako laboratorium - w grupie 10 osobowej czy jako ćwiczenia - w grupie liczącej dwa-trzy razy więcej studentów. A to oznacza dla całej uczelni kilkaset tysięcy złotych mniej albo więcej wydanych na dydaktykę. Albo  jakie specjalności powinny być tworzone, a jakie likwidowane? A to też ma wpływ na budżet wydziału. Jestem zdania, że lepiej decentralizować organizacyjnie i finansowo uczelnię. Dać dziekanom wydziałów do ręki mechanizmy wymuszające najbardziej efektywne rozwiązania. I to mechanizmy finansowe. W takiej koncepcji rektor jest strategiem rysującym kierunki rozwoju i mediatorem przekonującym do nich wszystkich uczestników tak skomplikowanego organizmu, jakim jest uniwersytet. Czyli grono wykładowców, naukowców, studentów, pracowników administracyjnych czy chociażby związki zawodowe. No i managerem pilnującym, aby wszystko było realizowane zgodnie z założeniami i zgodnie z terminami. Myślę, że jeśli będziemy wspólnie realizowali wspólnie wypracowaną strategię, to z kryzysu demograficznego Uniwersytet Zielonogórski nie tylko wyjdzie cało, ale i znacznie silniejszy.
Rozmawiał Sebastian Szczęsny
!-- Global site tag (gtag.js) - Google Analytics -->